Powrót kursu franka do poziomu sprzed trzech lat, czyli pamiętnego skoku ze stycznia 2015 r., nie tylko cieszy posiadaczy kredytu w tej walucie, ale także skłania do zastanawiania się nad tym, co zrobić z pozostałą do spłaty resztą.
Przewalutowanie po obecnym kursie franka zdjęłoby z zadłużonego ryzyko ponownego jego wzrostu, ale jednocześnie wiązałoby się z wyższymi kosztami odsetek z tytułu kredytu w złotych oraz rosnącym zagrożeniem ich dalszego wzrostu, gdy stopy procentowe w Polsce pójdą w górę. Tak radykalna zmiana nie byłaby więc prawdopodobnie ani zbyt korzystna, ani tym bardziej bezpieczna, z punktu widzenia możliwości spłaty zobowiązania zamienionego na złote. Według różnych szacunków, operacja taka prowadziłaby do natychmiastowego zwiększenia obciążenia posiadacza kredytu o kwotę od stu kilkudziesięciu do kilkuset złotych miesięcznie, w zależności od daty zaciągnięcia kredytu we frankach. Dodatkowo wiązałaby się z ryzykiem wzrostu wysokości raty w perspektywie najbliższych kilkunastu miesięcy, przyjmując za dobrą monetę obecne deklaracje Rady Polityki Pieniężnej, mówiące o tym, że stopy procentowe w Polsce pozostaną na dotychczasowym, rekordowo niskim poziomie prawdopodobnie jeszcze co najmniej do końca 2018 r. W rzeczywistości raty mogą wzrosnąć wcześniej, gdyż stawki WIBOR, od których zależy wysokość odsetek, mogą zacząć iść w górę na długo przed samą decyzją o podwyżce stóp przez RPP, wystarczy że uczestnicy rynku finansowego będą się spodziewać takiego ruchu.
Sytuacja posiadaczy kredytów we franku nie jest jednak zero-jedynkowa i wbrew pozorom, nie znajdują się oni między przysłowiowym młotem (możliwy wzrost kursu franka) a kowadłem (wzrost obciążeń w złotych). Dobrym wyjściem, zmniejszającym ryzyko przy niezbyt wielkim wzroście kosztów, jest nadpłacanie frankowych rat, w momencie gdy szwajcarska waluta tanieje. Dodatkową zaletą takiego rozwiązania jest pozostawienie „otwartej szansy” na scenariusz, w którym frank okaże się jeszcze tańszy, którą stracilibyśmy bezpowrotnie w przypadku całkowitego przewalutowania kredytu. Pomijając skrajną i raczej mało prawdopodobną sytuację, że osoba, której do spłaty zostało na przykład 50 tys. franków, ma jednocześnie 180 tys. zł oszczędności, a więc mogłaby w każdej chwili pozbyć się walutowego kredytu, pozostaje pytanie, jak zdobyć pieniądze na częściową spłatę frankowego zobowiązania i czy taka skala spłaty byłaby opłacalna. To oczywiście zależy od indywidualnej sytuacji każdego zadłużonego. Opłaca się wykorzystanie do tego celu każdej pojawiającej się nadwyżki finansowej w domowym budżecie, a sytuacja na rynku pracy zdecydowanie sprzyja możliwości jej wygospodarowania. Wydaje się, że w większości przypadków mógłby być realny plan minimum w postaci przeznaczania na ten cel około 360 zł miesięcznie, co przekłada się na 100 franków, czyli 1200 franków rocznie. W tym przypadku „kosztem” jest ograniczenie bieżących wydatków lub ich nie zwiększanie w przypadku wzrostu przychodów (podwyżka płacy, premia, zwrot podatku z rocznego rozliczenia PIT, itp.). Porównując kurs franka, wynoszący 4,08 zł w styczniu 2017 r., z obecnym, sięgającym 3,53 zł, oznaczałoby to oszczędność rzędu 55 groszy na każdym franku, czyli ponad 13 proc., nie licząc korzyści wynikających z obniżenia wartości kapitału, będącego podstawą obliczania kolejnych rat.
źródło: Roman Przasnyski
Główny Analityk GERDA BROKER